Wpisy
Jechałem dziś do pracy niemal pustymi ulicami i doznawałem tzw. mieszanych uczuć.
Poczucie komfortu i frajdy z szybkiej jazdy przez miasto mieszało się bowiem z poczuciem jakiegoś braku, osamotnienia nawet, pustki.
Ludzie są bardzo ważni.
Książki dotarły i tym sposobem "Moc" jest teraz ze mną.
Tylko co to za bogactwo, którym nie można się podzielić?!
Z niecierpliwością czekam więc na piątek, by kolejne "dziecko" poszło w świat i przyniosło jakiś oddźwięk.
Chociaż wiem, że z oczekiwaniami to może być różnie, bo właśnie mi Wykastrowany Jeleń uświadomił (nie pierwszy raz zresztą) moją hipokryzję, więc nieco też drżę z obawy i lęku, co to we mnie jeszcze siedzi, o czym nie wiem lub nie chcę się przyznać.
Wczoraj czytałem u OSHO właśnie o tym idiotyzmie dzielenia rzeczywistości na dobrą i złą. Akceptujemy naszą jasną stronę, a nie akceptujemy ciemnej. Lecz przecież tylko cali możemy w ogóle istnieć.
Z naszą górą i dołem, przodem i tyłem, jasnością i ciemnotą. O tym właśnie jest "Moc", o potędze nieoceniania siebie. I innych. I o pożegnaniu się z cierpieniem, lękiem, smutkiem i biedą.
I o tym, że to jest łatwe.
Tak jak wszystko.
Szef przyszedł z zakropionymi oczami od okulisty i mówi, że wszystkich nas widzi w takiej jasnej poświacie. Nie ma to jak prochy.
Pewien mistrz zen widział podobnie, tylko, że bez chemii. Wszyscy jesteśmy światłem.
Na ostatniej sesji robiłem grupie trans. Po zajęciach dwie osoby zapukały i zapytały:
- Czy już dysponuje pan "Mocą"?
- Nie - odpowiedziałem, chociaż korciło mnie by jednak odpowiedzieć twierdząco. - Będę miał dopiero na promocji.
I mam nadzieję, że zostanie z nami na zawsze.
Napisałem sobie szkic tego, co chciałbym powiedzieć na promocji.
Sens sprowadza się do:
a) jest dobrze
b) nie każdy to widzi
c) Ty możesz.
http://www.youtube.com/watch?v=_BpETI8TaHI
W nocy miałem objawienie i dotarło do mnie dlaczego ludzie nie rzucają się masowo na MOC.
Otóż dlatego, że jej nie chcą (to wiedziałem już po "Zmianie radykalnej"), ponieważ na czym innym zbudowali swoją tożsamość (niby też to wiedziałem, a jednak odprzypomniałem sobie od nowa). Kochają niemoc ludzie, słabość uwielbiają, swoje choroby, problemy, kłopoty.
Takimi się postrzegają i takimi chcą być.
Skręciliśmy dziś z Kubą kolejne zaproszenie na promocję terapeutycznej trylogii i wrzuciliśmy do sieci.
Jestdobrzyzm kontratakuje.
Wczoraj miałem fajne zdarzenie na sesji. Pacjentka, po mojej wydawało mi się dość czytelnej interwencji, nagle roześmiała się głośno i szczerze, i powiedziała:
- Kompletnie pana nie rozumiem. Kompletnie. Gdyby nie to, że mi się poprawia, to na pewno nie chciałabym tu więcej przyjeżdżać. Zresztą ja to chciałam do doktora Kotrysa, a pana to mi mama znalazła.
Bardzo się ucieszyłem. Bardzo. Albowiem trzeba naprawdę odwagi i wielkiego zrozumienia, żeby się przyznać do nierozumienia. Leczy się. Się leczy.
Najlepsze pomysły na wpisy pojawiają mi się, gdy nie mam możliwości ich zapisania: w środku nocy, pod prysznicem, w aucie, na sesji...
Potem zapominam o nich i gdy mam okazję nie zapisuję, ponieważ nie pamiętam i to zarówno nich samych jak i tego, że w ogóle miałem utrwalać cokolwiek.
A gdy mam możliwość, to siadam przed komputerem i podziwiam mój czysty, niezmącony jakąkolwiek istotną, inspirującą lub chociażby tylko śmieszną myślą umysł i ze zdziwieniem kontempluję bliźniaczą z mym intelektem biel ekranu.
Czysty umysł. Nie wiem. Czysty umysł. Nie wiem.
Za takie słowa nawet Budda nie dostałby Nobla.
A przecież powinien.
PS
Zamiast milczącego Buddy możecie zatem posłuchać sobie gadających głów - pierwszej części z nagranej przez Kubę promocji:
http://www.youtube.com/watch?v=UYMPX_eJi0I
Przygotowuję się nieustannie do spotkania w Katowicach 31.05.2013 godz. 20.00 na Młyńskiej 9 (a nie jak błędnie podano na wykonanym własnoręcznie i bez wiedzy Żony-plastyczki zaproszeniu, Młyńskiej 10).
Wyszedłem z założenia, że jak będzie ciekawe spotkanie to zainteresowani i tak trafią, a jak ktoś nie chce przyjść, to nawet jak będzie miał dobry adres to i tak nie dotrze.
W życiu za bardzo przejmujemy się detalami, a za mało tym, co naprawdę istotne.
Np. dotarło dzisiaj do mnie jak niesamowitą energię niesie z sobą okazywanie komuś sympatii. Kilka serdecznych słów i uśmiech koleżanek spowodowały u mnie wibracje na subkomórkowym niemal poziomie.
W drugą stronę działa to zresztą podobnie. Złość jest śmiercią radości. W szkole tak jak geografii, powinno się uczyć przytulania, głaskania, pieszczot, mówienia i przyjmowania komplementów. I z wszystkich przedmiotów powinno się znieść ocenianie - w końcu Polska to katolicki kraj, a Jezus powiedział jednoznacznie:
- Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.
I jeszcze zapraszał, by kochać nawet swoich nieprzyjaciół. Myślę, że mógłby umrzeć ze śmiechu, gdyby się dowiedział, że zamiast miłości chcą wprowadzenia religii na maturze.