Wpisy
serdecznie zapraszam do nowej dziupli, z której będę teraz nadawał:
http://superwizjajestdobrze.blogspot.com/
i pozdrawiam weekendowo
bw
przypominam, że chatka studencka oferuje luksusowe noclegi w standardzie chatki studenckiej.
proszę zatem o zabranie śpiworów i w ogóle wszystkiego, co jest Wam niezbędne w tym jedzenia i niealkoholowego picia.
bw
JEST DOBRZE, SKALANKA 2013, 14-15 WRZEŚNIA,
WARSZTAT OTWARCIA,
II KOMUNIKAT
Drodzy Jestdobrzyści,
przypominam, że spotykamy się na Skalance, chatce studenckiej koło Zwardonia, w sobotę 14 września tego roku
warsztaty zaczynają się o godz. 12.00 i kończą o 12.00, ale następnego dnia.
na warsztaty trzeba przybyć punktualnie, mieć ze sobą coś do pisania, brudnopis oraz kilka kartek w formacie A4.
lista uczestników jest w zasadzie zamknięta, więc informacja ta dotyczy tylko tych, którzy wcześniej wpisali się na listę.
gdyby ktoś z zapisanych wiedział, że nie przyjedzie, to bardzo proszę o informację, bo wtedy zaproszę kogoś z listy oczekujących.
pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie
Bartosz M. Wrona
Od jakiegoś czasu dojrzewał we mnie ten pomysł i dojrzał.
Zamykam blog. To jest ostatni wpis.
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim Czytelnikom. Od maja 2011 towarzyszyliście dzielnie moim osobistym poszukiwaniom i mam nadzieję sami szukaliście czegoś dobrego dla siebie.
Czy znaleźliśmy?
Już sama podróż jest najcudowniejszą nagrodą.
Kiedyś do Ramana Maharshiego przyszedł U.G. Krishnamurti i zapytał:
- Czy masz coś, co możesz mi dać?
I usłyszał odpowiedź:
- Mam, ale czy potrafisz to wziąć?
Toczą się kolejne, upalne dni. Wykluł mi się dziś pomysł na zmianę na lepsze. Najważniejsze to pozwolić, by wszystko toczyło się samo i nie ingerować nadmiernie i nerwowo.
Jeśli bowiem, coś dzieje się bez sensu - prędzej, czy później samo się pogrąży, a jeśli z sensem, to wystarczy przecież nie psuć.
I weekend znów się zbliża. Dobrze to wszystko zaczyna mi wyglądać.
Cieszmy się.
Gdy byłem małym chłopakiem wyczytałem u Zbigniewa Lengrena taki wierszyk:
Chociaż malutki był wesolutki,
Wlazł na piedestał i przestał.
Dziełko to opatrzone było stosowną ilustracją przedstawiającą mężczyznę niskiego wzrostu (jak mi się dziś wydaje z rysów twarzy, gabarytów i postawy ciała bardzo przypominającego lidera jednej z opozycyjnych partii), który stał na cokole i był bardzo, bardzo poważny.
Jak to powiedział kiedyś pewien pacjent:
- Masz dziurki w nosie powyżej czoła.
Tak mi się coś wydaje, że ze mną może być podobnie.
I nie jest to kwestia pychy czy zarozumiałości, nie jakiegoś napięcia, nie wewnętrznego nieodnalezienia, ale po prostu zmęczenia.
Przybyło mi obowiązków i to obowiązków niepoważnie poważnych - przybijam pieczątki, kwalifikuję, decyduję, karty zleceń przeglądam, historie chorób... Dziwne to jakieś...
Pewnie się to zresztą przewali i poukłada, ale póki co z całą powagą przyglądam się zaistniałej sytuacji.
Chyba jako ludzkość popełniliśmy jakiś strukturalny błąd.
Przecież im więcej władzy, tym ludzie powinni być weselsi, niepoważniejsi, wyluzowani, mniej odpowiedzialni, spontaniczniejsi... Inaczej wszystko będzie ponure, smutne i nudne.
W końcu przykład idzie z góry, prawda?
Poniosło mnie dzisiaj na sesji, ponieważ pacjent powiedział coś, czego nie mogłem jakoś zlekceważyć i zaproponowałem mu, żeby po prostu zrezygnował z dotychczasowej tożsamości i porzucił wszystko to, co nie jest tak naprawdę nim.
Depresja nie jest nim, agresja nie jest nim. Lek nie jest Tobą i cierpienie też nie.
Ty jesteś tylko błogością i ekstazą, tak jak i ja.
No tego ostatniego to już mu nie powiedziałem, bo to jednak szpital, a na blogu to można, bo to jednak blog.
Ale prawda jest taka, że to on zaczął :)
Od małego jesteśmy lepieni "na wzór i podobieństwo". Świadomie i nieświadomie, metodycznie i chaotycznie, indywidualnie i zbiorowo. I ten proces nigdy się nie kończy.
A kto nas lepi?
Jacyś fajni goście, czy wręcz przeciwnie - za lepienie innych biorą się ci, którzy sami z sobą nie dają sobie rady.
Nikt nie zna siebie, ale jest w nieustannej gotowości by pouczać, poprawiać, wychowywać i doradzać innym.
A im bardziej zaburzony, tym potrzeba naprawiania świata jest większa. To jest zresztą logiczne.
Kto przy zdrowych zmysłach chciałby być lekarzem? Albo nie przymierzając ordynatorem jakimś?
Kto chciałby każdego dnia spędzać w ogóle kilka godzin w szpitalu psychiatrycznym? Rozumiem zresztą, że jako pacjent, ale lekarz?!
Zaprawdę powiadam Wam, im kto się wyżej wdrapuje, tym większe prawdopodobieństwo, że bardziej rozpaczliwie próbuje ukryć jakieś swoje mankamenty, kompleksy, ciemne sprawki...
Małe dzieci są fajne, a starzy rodzice już czasem nie, prawda?
Młodzi nauczyciele po studiach bywają fantastyczni, a starsi nauczyciele, pomimo, że też po studiach, to czasami już nie.
Początek wpisu jeszcze się trzyma kupy, ale im dalej tym już tylko coraz większa katastrofa.
Coś dziwnego robimy z tym życiem, nie sądzicie? Idę spać, muszę się głęboko zastanowić nad samym sobą (i oczywiście nad tym, jak poprawić wszystko i wszystkich we wszechświecie). Dobranoc i miłego dnia.
Mooji na YouTube powiedział coś niezwykle pięknego:
- To wspaniałe, że jesteśmy ludźmi.
A potem jeszcze wyjaśnił, że człowiek może zrobić wszystko, spróbować wszystkiego, wszędzie pójść... A taki osioł, na przykład, to tylko stoi cały dzień na łące, a wokół tyłka (użył słowa "ass", co w ustach Mooji'ego brzmiało bardzo zabawnie) latają mu muchy.
Czy to co robię jest inspirujące? Czy oczyszczam mój umysł ze śmieci?
Czy nie?
Przed wydaniem "Zmiany radykalnej" zastanawiałem się po co właściwie chcę to wydać, po co w ogóle to napisałem?
I nie potrafiłem znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi.
Ale gdy już po wydaniu, w kilka tygodni po wydaniu, te same pytania powróciły, wraz z nimi pojawiło się też zrozumienie.
Człowiek ma tę możliwość, że może po prostu sprawdzić.
Może zrobić coś i doświadczyć rezultatów. Czasem naje się wstydu, czasem popłacze... Czasem poniesie straty, czasem pomnoży niewyobrażalnie swoje zyski. Czasem osiągnie cel, a czasem dowie się tylko czegoś ważnego o sobie.
To niesamowicie podniecające i radosne, że możemy robić tak wiele, tak różnorodnych rzeczy, prawda?
Miłego poniedziałku.
Francuskie powiedzenie mówi, że wyjechać to trochę umrzeć.
Żona szefa szepnęła mi z kolei na pożegnalnej, wczorajszej imprezie:
- Wiesz dlaczego wzruszamy się na cudzych pogrzebach? Ponieważ widzimy swoją śmierć.
Doktor Krzysztof Czuma, twórca Centrum Psychiatrii w jego obecnym kształcie, też mnie wzruszył opowiadając, jak to Kotrys był jego pierwszym asystentem, a potem jak każdy z jego asystentów wybierał inną, psychiatryczną drogę.
W Polsce mamy problem z szacunkiem dla autorytetów, a w Szopienicach przypadłość ta jakby nie występuje.
I to potem działa, bo najmłodsza (co wcale nie znaczy, że najmniejsza; pozdro A.) asystentka patrzy i słucha tego wszystkiego z zachwytem i przesiąka tą atmosferą wzajemnego szacunku, autoironii i dystansu wobec własnych i cudzych niedoskonałości.
W takim klimacie można naprawdę dobrze się czuć, w swojej własnej skórze i nie trzeba udawać.
Gdy pielęgniarki żegnały Szefa wspominały też odejścia innych swoich ordynatorów z innych szpitali. Bardzo często jest tak, że nikt nie płacze, część się śmieje, część zaciera ręce z satysfakcją, a część już zaczyna spekulacje nt. dalszej polityki.
Jak się niczego nie oczekuje, wówczas się nie bywa rozczarowanym, ale jak się docenia to co się dostaje, to bywa się obdarowywanym nieustannie.
Tak mi się napisało. :)
Miłej niedzieli.
Nie mianowano mnie na żadne nowe stanowisko, co jest informacją bardzo radosną, ponieważ będąc w zawieszeniu nie muszę przecież podejmować żadnych strategicznych decyzji.
Jestem zastępcą szefa, którego nie ma, czyli zastępuję nikogo.
Bardzo po buddyjsku.
Miłego weekendu.